poniedziałek, 5 września 2016

2.

Hotel przybrał teraz dla niej symbol bezpiecznego i przytulnego miejsca, gdzie mogłaby się schronić i w spokoju przemyśleć swoje postępowanie. Tak, nie miała żadnych skrupułów, że jej zachowanie sprzed niecałych dwudziestu czterech godzin należało do tych karygodnych i kompletnie nie pasujących do niej samej. W swoim życiu nieraz przeżyła jakąś przygodę z chłopakiem, często zdarzało jej się podejmować spontaniczne decyzje i potem żałować swoich głupot, lecz nigdy do tej pory nie pokusiła się o coś takiego. Noc z facetem, którego znała ledwie parę godzin? W dodatku dobrym znajomym jej przyjaciółki a zarazem klientki? To chyba jakiś koszmar. Tym razem przesadziła.
Spojrzała na swoje odbicie w wielkim lustrze znajdującym się w korytarzu jej pokoju. Rozwichrzone włosy, blada skóra na twarzy, strój ewidentnie wskazujący na wczorajszy dzień. Teraz zrozumiała, dlaczego w hotelowym lobby ludzie obserwowali ją z odrazą a obsługa posyłała jej krzywe uśmiechy. Wyglądem przypominała jakąś pierwszą lepszą ulicznicę wracającą po całonocnej pracy. Naprawdę tak nisko upadła? Gdzie była jej godność? Gdyby matka zobaczyła ją w tym stanie pewnie biegłaby do księdza a ojciec mógłby zejść na zawał. Święcie wierzył, że ma idealną i poukładaną córeczkę.
- Tak? - wibrujący w torebce telefon zmusił ją do odebrania połączenia. Ujrzawszy kto próbuje się z nią skontaktować, westchnęła głośno i przesunęła po ekranie, przykładając urządzenie do ucha. Liczyła jedynie, że będzie to krótka rozmowa.
- Cześć! I jak tam się dzisiaj czujesz? - usłyszała ożywiony głos blondynki po drugiej stronie – pomyślałam, że zadzwonię dopiero teraz, żebyś mogła się wyspać – dodała.
- Hej, Sabi – za to jej głos z pewnością nie należał do zbyt entuzjastycznych. Cała w ogóle była jeszcze wczorajsza – w porządku, jest mi już lepiej – powinna ugryźć się teraz w język, bo nadal musi ją okłamywać. Niezłą sobie szopkę z Gregorem wymyślili, by jakoś wymknąć się jej i Morgensternowi, gdy kobieta zaczęła udawać, że strasznie boli ją głowa a szatyn zaoferował, że odwiezie ją taksówką, bo sam ma ochotę już się zbierać. Szczerze powiedziawszy ten bankiet i tak był nudnawy a większość gości to byli emeryci, dlatego nie widzieli sensu dłuższego przebywania w sali skoro już siedząc obok siebie przy stoliku zaczęli się po kryjomu obmacywać. „Boże, jestem żenująca!” - tylko to przychodziło jej do głowy.
- Gregor bezpiecznie odstawił cię do hotelu? - spytała i słychać było po niej przejęcie. Rudowłosa miała ochotę palnąć sobie w łeb. Dziewczyna nawet nie podejrzewa jak świetnie się nią zajął.
- Tak, tak – zapewniła ją pospiesznie – był...bardzo miły. Super macie znajomego – dopowiedziała po chwili, przymykając oczy. Zamiast się nieco uspokoić w jej myślach pojawił się obraz półnagiego szatyna, przyrządzającego im obojgu tę nieszczęsną jajecznicę. Jak on ją wtedy pociągał...
- To wspaniale! - zareagowała druga z nich – wiesz, chętnie zaprosiłabym cię do nas na obiad, ale podejrzewam, że nie masz ochoty nawet ruszać się z pokoju.
- Jak ty dobrze mnie znasz – odparła niebieskooka, uśmiechając się przy tym do swojego krzywego odbicia w lustrze. Musi doprowadzić się chyba do porządku.

Kobieta przypominała tykającą bombę. Z przerażeniem podnosił na nią spojrzenie, które ona nieprzerwanie odwzajemniała. Jej niebieskie tęczówki przeszywały go na wylot.
Dziewczynka siedziała na kocyku w salonie i bawiła się teraz swoimi ulubionymi lalkami okazując przy tym ogrom radości. Nie potrafił nie uśmiechnąć się widząc rozpromienioną twarzyczkę dziecka, które ma dla siebie jedynie ten jeden dzień w tygodniu. Karcił siebie w duchu za to, że nawet wtedy nie daje rady znaleźć odrobiny wolnego czasu na zajęcie się nią tak jak należało.
- Spodziewałam się po tobie takiego zachowania, ale mógłbyś chociaż nie przyprowadzać takich wywłok do mieszkania – usłyszał w końcu. Tylko czekał na jej wybuch – a przynajmniej pozbywał się ich przed naszym przyjściem.
- Wybacz, kompletnie pogubiłem się, że dziś jest niedziela – bąknął od niechcenia, bo wiedział, że żaden argument na nią nie zadziała. Co najwyżej pogorszy tylko sytuację.
- Mając takie towarzystwo.. - prychnęła i podała wnuczce lalkę, którą chwilę wcześniej dziewczynka rzuciła jej pod nogi. - szybko udało ci się zapomnieć o Sandrze.
I znów to samo. Ten sam pełny żalu i matczynego bólu głos. Za każdym razem otwierał w jego sercu głęboką ranę, atakującą jego myśli ze zdwojoną siłą. Za każdym razem miał wtedy przed oczyma jej bladą twarz. Co więc musiała czuć kobieta siedząca naprzeciwko niego? Jak pogodzić się z taką stratą?
- Przypominam ci, że to ona pierwsza zaczęła mnie oszukiwać. To raz – jego największą cechą była hardość. To ona pomagała mu wygrywać i mierzyć się z porażkami. To hardość i wybuchowy temperament pokazywał kilka lat temu na skoczni, jako dominator wszech czasów. To te obie rzeczy wykorzystywał w konfliktach, by nie pokazywać przed kimś swoich prawdziwych uczuć. Tym bardziej przed kimś kto nie podzielał jego zdania i raczej ostawał przeciwko niemu – a dwa, to proszę o nie obrażanie osób, których nie znasz. Ta kobieta była moim gościem a nie jakąś zwykłą ulicznicą.
- Wyglądała właśnie na taką... - odparła pewnie, ironizując ton. Zacisnął pięści.
- To się grubo, co do niej mylisz! - warknął a ona znów na niego spojrzała. Mimo tej całej złości zdawała sobie sprawę, z kim rozmawia i w czyim domu się znajduje. Potrafiła zrozumieć, że nawet w imię dobrego wychowania powinna się pohamować. - lepiej, żeby moje prywatne sprawy przestały tak cię interesować – dodał chłodno. Uniosła brew na tę uwagę.
- Owszem, Gregor. Twoje prywatne sprawy będą mnie interesować, bo się nad tobą zlitowałam i pozwalam na widywanie z Sylvią. W każdej chwili mogę ci to uniemożliwić, jeśli dasz mi ku temu dobry powód.
Jej słowa zadziałały na jego nerwy niczym kubeł chłodnej wody. I on musi pamiętać o samoopanowaniu w relacjach z tą kobietą. Gdyby tylko mógł sprawić, że mała Sylvia rzeczywiście jest jego to wydarłby tej kobiecie tą slodką istotkę. Nigdy nie zgodziłby się na przejęcie nad nią opieki. Sam by ją wychowywał. Ale rzeczywistość okazała się dla niego brutalna.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczny za twoją hojność, ale to nie znaczy, że masz prawo w moim domu prawić mi jakieś kazania i mówić, z kim mogę się widywać. - odpowiedział jej, podnosząc głos.
- Mam tylko nadzieję, że nie będę widywać tu co tydzień takiej innej – cisnęła w jego kierunku. Znów krew zabuzowała w jego żyłach, ale powstrzymał się od kolejnego komentarza. Nie potrzebnie narobiłby sobie kłopotów. Nie wzruszył więc go ostatecznie jej chytry uśmieszek.
Mężczyzna wstał z kanapy i postanowił zignorować obecność starszej kobiety, biorąc na ręce swoją ukochaną księżniczkę. Pomyślał, że resztę dnia poświęci tylko i wyłącznie jej i że od tej pory stanie się bardziej odpowiedzialny.

Od rana w firmie trwało urwanie głowy. Rudowłosa nie wiedziała, gdzie ma włożyć ręce. Nie było jej tylko przez weekend i jeden jedyny poniedziałek, a okazało się, że wszystko wywrócono do góry nogami. Na jej biurku leżał stos dokumentów do przeanalizowania i podpisania, dwa arcyważne dla całej korporacji zlecenia dotyczące dużego przetargu w Wiedniu trzeba było poprawić, bo osoby, którym zleciła to zadanie nie zdołały sobie poradzić, więc resztką sił powstrzymała się przed surowym ich upomnieniem i sama wzięła się za te projekty. O 10 zdarzyła się jakaś awaria i w całym budynku padł system a bez internetu pracownicy są uwiązani. Jej ojciec próbował z kolei dodzwonić się na jej komórkę, która w najmniej oczekiwanym momencie się rozładowała a na dodatek dostała dziś okresu. Ten dzień to był istny koszmar. Spojrzenie na siebie w lustrze zapewne tylko by ją dobiło.
- Sarah, na infolinii powiedzieli mi właśnie, że w przeciągu 20 minut kogoś nam tu podeślą – zakomunikowała jej asystentka, Mia. Brunetka po trzydziestce doskonale zdawała sobie sprawę, w jakim stanie jest jej pracodawczyni już w momencie, gdy tamta przekroczyła próg biura i od samego rana próbowała jakoś postawić ją na nogi. Nie należała do osób, które zbytnio biorą sobie do głowy wahania nastrojów innych nawet jeśli mowa tu o szefostwie. Po prostu starała się w jakiś sposób pomóc swojej pani prezes, będąc jednocześnie jej całkiem dobrą koleżanką, i przyniosła rudowłosej jej ulubione białe latte z dużą ilością bitej śmietany z posypką cynamonową. Bez słowa postawiła jej szklankę z kawą na biurku i uśmiechnęła się do niej lekko. Druga z kobiet przez chwile milczała.
- Jesteś aniołem, wiesz? - powiedziała w końcu. Brunetka jedynie krótko się zaśmiała i wyszła z gabinetu, wracając do swoich obowiązków. Za to Sarah postanowiła wykorzystać tę chwilę chaosu w firmie i wstała ze swojego fotela biorąc szklankę latte i podchodząc do wielkiego okna, za którym rozpościerała się panorama Salzburga. Od trzech dni próbowała skierować swoje myśli na inny tor niż noc z tajemniczym Schlierenzauerem, ale po prostu nie potrafiła tego zrobić. Ciągle wirowało jej w głowie od jego zapachu i barwy jego oczu. W głowie pojawiały się poprzeplatane obrazy tych wszystkich namiętnych chwil, jakie razem spędzili. Nawet ten nieszczęsny poranek wydawal jej się teraz całkiem zabawny, mimo że wtedy czuła istne zażenowanie. I nic nie poradzi na to, że naprawdę zastanawiała się nad tym, czy szatyn zdecyduje się do niej zadzwonić. Tak przynajmniej sądziła w poniedziałek, licząc na jakiekolwiek połączenie od niego. W końcu zanim wyszła jego zachowanie ewidentnie sugerowało, że ma na to ogromną ochotę. Podobnie jak ona.
No właśnie. Kiedy przypominała sobie tę ostatnią scenę znów zaczęła rozmyślać, kim może być ta starsza kobieta i czyje jest to dziecko. Rudowłosa przeszukała do tej pory chyba cały internet w poszukiwaniu informacji o rzekomej córce Gregora Schlierenzauera, ale nie dotarła do żadnych źródeł potwierdzających ten fakt. O co więc tutaj chodzi?
Z tych nękających ją pytań wyrwał ją głos jej sekretarki. Aż się wzdrygnęła na dźwięk telefonu.
- Sarah, pan z obsługi technicznej właśnie przyszedł i chce się z tobą widzieć – oznajmiła. Kobieta zmarszczyła brwi, podeszła do biurka i przyciskając odpowiedni przycisk, odpowiedziała:
- Wyślij go od razu do tego schowka, gdzie wszystko jest zainstalowane. Po co on mi tu jest potrzebny? - spytała retorycznie siląc się na uprzejmy ton. Kompletnie nie miała ochoty słuchać o sprawach technicznych, na których i tak się nie zna. Ma od takich rzeczy informatyków w firmie.
- Oczywiście, ale ten pan nalegał, że najpierw wolałby spotkać się z tobą – odparła jej grzecznie, zapewne nie chcąc gościowi dać po sobie poznać, co od niej usłyszała. Wywróciła jedynie oczami.
- Dobra, wpuść go – powiedziała z westchnieniem i zajęła z powrotem swoje miejsce w fotelu. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami o blat biurka, oczekując na przybycie mężczyzny.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła, kto kilka sekund wcześniej wszedł do jej biura. Z początku otworzyła szeroko usta, a potem zaczęła panikować nad swoim wyglądem, który z wiadomych przyczyn nie należał do zbyt zadbanych. W mgnieniu oka zrobiło jej się gorąco i z pewnością nie będzie to zbyt wygórowane stwierdzenie, jeśli powiem, że po prostu była totalnie zaskoczona jego obecnością tutaj.
- Szanowna pani prezes – zaczął bardzo oficjalnie – niestety muszę z przykrością się przyznać, iż w naszej firmie jestem zatrudniony dopiero od dzisiaj i kompletnie nie znam się na tej branży, dlatego ośmielę się dodać, że nie będę w stanie podjąć próby naprawy tego jakże dużego problemu, ale chciałbym niezmiernie, aby jednak zgodziła się pani poświęcić mi, biednemu adoratorowi, odrobinę swojego cennego czasu – z każdym swoim słowem robił kolejne kroki w jej kierunku, ubierając na usta nonszalancki uśmiech, a ona nie potrafiła się choćby ruszyć.
- Gregor...? - pisnęła w końcu, gdy po chwili zdołała odzyskać głos. Zaraz potem miała ochotę palnąć się w czoło, bo zachowywała się w tym momencie niczym głupia nastolatka, która spłoszyła się na widok przystojnego chłopaka. Postanowiła ogarnąć się z tego nieproszonego stanu i już za chwilę i ona posłała mu subtelny uśmiech. W duchu cieszyła się, iż wybrała dziś ciemnobordową szminkę, która idealnie pasowała do jej cery. Doskonale spostrzegła, że jego wzrok na moment zawiesił się na jej ustach – wybacz za moje zaskoczenie, ale nie spodziewałam się ciebie tutaj – dodała już nieco pewniej i poprawiła się na wielkim fotelu, prostując plecy. Sądziła, że dzięki temu uda jej się zbić go trochę z tropu, bo jego wyraz twarzy kompletnie się nie zmieniał. W dodatku chyba do końca nie zdawał sobie sprawę, gdzie się właściwie znajduje, zajmując miejsce na rogu jej biurka i sadowiąc swoje cztery litery na kopii jednego z tych dwóch ważnych zadań. Zamiast jednak zwrócić mu uwagę i przypomnieć o manierach i o tym, że przecież znajdują się w pracy a za chwilę ktoś rzeczywiście może tu wejść, nie uczyniła nic.
- No wiesz, przechodziłem niedaleko i pomyślałem sobie, że cię odwiedzę – odpowiedział jak gdyby nigdy nic, biorąc jednocześnie do ręki plik z dokumentami i zaczynając je niedbale przeglądać. Zanim jednak zdążył cokolwiek w nich pomieszać, wyrwała mu egzemplarz i odłożyła na drugi koniec biurka, ignorując jego minę.
- Przechodziłeś obok. Tak po prostu. Nagle pojawiłeś się w Salzburgu i przechodziłeś obok mojej firmy – zawtórowała mu ironicznie, krzyżując ręce. Dobre sobie.
- Tak właśnie było – pozostawał nieugięty i tak samo jak ona, nie spuszczał z niej spojrzenia. Przez pewien moment odnosiła wrażenie, że się podda i dłużej tego nie wytrzyma, ale on zaraz znów zmienił obiekt swojego zainteresowania i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu – całkiem fajnie się tu urządziłaś – komentuje. Rudowłosa nie wiedziała już, czy mężczyzna bardziej ją teraz irytuje a może bawi, ale mniejsza o to.
- No cóż, skoro tak to wypadałoby mi jakoś cię jednak ugościć. Kawy, herbaty? -zaproponowała, siląc się na obojętność – dzięki, wiedziałam, że mam dobry gust - postanowiła grać w tę samą grę co on. Podniosła się z fotela i zebrała porozrzucany po biurku stos dokumentów a chowając je do stojącej obok szafki, czuła na sobie badawczy wzrok szatyna. Gdy stała do niego plecami, nie mogła powstrzymać się przed chytrym uśmiechem pod nosem, wiedząc z całą pewnością, gdzie ląduje jego spojrzenie. Dopasowana do figury spódnica oraz czerwone szpilki może były jednak całkiem korzystnym wyborem na dzisiejszy dzień?
- Myślałem bardziej, że zgodziłabyś się na jakiś wspólny lunch na mieście – odpowiedział po dłuższym czasie ciszy między nimi. Odwróciła się w jego stronę i znów napotkała te ciemne tęczówki. Cholera, która kobieta umiała się im oprzeć?
- Mam dziś masę pracy w firmie, poza tym padł nam internet i chyba nie dam rady się wyrwać – wyznała szczerze całą prawdę. Nawet jeśli teraz nieziemsko pragnęła, by szatyn wyrwał ją z tego piekła zwanego pracą na jakiś smaczny posiłek w miłej atmosferze, to jednak musiała sama przed sobą przyznać, że obowiązki są ważniejsze.
Co innego sądził sam najbardziej zainteresowany. Decydując się rano na tę dziecinną podróż do Salzburga i odwołując ważne spotkanie w sprawie kontraktu, za które pewnie nieźle mu się oberwie od ukochanego wujka wiedział jedno: cokolwiek ta ruda piękność nie wymyśli i jakich wymówek by nie szukała to dopnie swego i bez najmniejszego wahania wyciągnie ją z tego nieszczęsnego budynku, by dane było mu spędzić z nią choć chwile. Marzył o tym od trzech dni. Po od trzech cholernych dni myśli o niej nie dawały mu spokoju.
Zrobił dwa kroki w jej stronę, czym ewidentnie ją zaskoczył. Jej źrenice się rozszerzyły a ciało wyraźnie się napięło. Boże, a kilka dni temu reagowała na niego zupełnie inaczej i kłamałby jak z nut, że nie ma ochoty wrócić do tamtych chwil.
- Godzina ze mną, nieziemskim przystojniakiem. Przepyszny lunch. Tylko we dwoje. Zgódź się, proszę – dodał błagalnym głosem, powodując jej rozbawienie. Właśnie tego uroczego śmiechu brakowało mu przez ostatnie 72 godziny – stęskniłem się za tobą, Sarah.
Ale kiedy tylko zamierzał uczynić wobec niej jakiś śmielszy gest lub choćby zbliżyć się na krótszą odległość, kobieta automatycznie spoważniała i odchrząknęła znacząco.
- Hamuj się, bo jesteśmy w miejscu mojej pracy, Schlierenzauer – powiedziała chłodno, mierząc go karcącym spojrzeniem. Nie wiedzieć czemu bardziej go ten ton rozśmieszył niż przestraszył. Koniec końców i tak bardziej pragnął skraść jej choćby jednego całusa, narażając się przy tym na jej dezaprobatę. Jej zły wyraz twarzy po prostu go podniecał. To dlatego się teraz do niej łobuzersko uśmiechał, a ona chyba nie wiedziała, jak ma zareagowac – poza tym mamy sobie chyba trochę do wyjaśnienia, jeśli rzeczywiście chcemy zostać przyjaciółmi – to ostatnie zdanie przywróciło go do przyzwoitości, ratując ją przed przekroczeniem jej bezpiecznej granicy. Spojrzał głęboko w jej jasne oczy, zdając sobie sprawę, że nie może skłamać. Jeśli ma coś z tego być, musi wyznać jej całą prawdę.

- Więc zbieraj się, mała – oznajmił, znów ją szokując, i nim zdążyła cokolwiek zrobić, cmoknął szybko jej usta, będąc przy tym niezwykle z siebie zadowolony.



***
To coś u góry po tak długim czasie niepisania to beznadzieja, ale ja się nie poddaje. Liczę, że wyciągnę coś jeszcze z tego opowiadania, które nie jest ani przemyślane ani opracowane. Może coś mi z tego wyjdzie?.... :)
Buziaki :*

Wiem, jestem podła i ostatnio nie komentuje Waszych opowiadań. Naprawdę wybaczcie. Brak czasu, chęci, motywacji oraz natłok problemów osobistych trochę wybiły mnie z rytmu, Może pisanie poprawi mój nastrój a Wasza obecność jak zwykle doda mi sił. Czy mam dla kogo się tutaj pojawiać? Czekam na Was, Kochane!

wtorek, 26 lipca 2016

1.

Poranek należał do tych typowych po długiej, trwającej prawie do rana imprezie i wypiciu sporej ilości alkoholu. Jeśli wliczy się w to fakt, iż ma się stuprocentową pewność, że nie znajduje się w swoim własnym pokoju, ba, nawet w swoim własnym mieszkaniu, potęguje jedynie rosnące uczucie kompletnego zdezorientowania z towarzyszącym mu bólem głowy. W takich wypadkach lepiej nie zastanawiać się i nie analizować, do czego właściwie doszło zeszłego wieczora. Najlepiej po prostu jak najciszej uwolnić się spod ciepłej pościeli na tym całkiem wygodnym łóżku, pozbierać porozrzucane po pomieszczeniu rzeczy i wymknąć się na zewnątrz. Cóż, pomysł ten nie świadczył być może o jakiejś wielkiej odwadze, ale chyba był najlepszą opcją. Tylko plany zwykle nam nie wychodzą, a nadzieja szybko ulatuje.
- Nie zostaniesz nawet na śniadanie? - usłyszała jego zachrypnięty od snu głos i w duchu przeklęła za swoją nieostrożność, trącając nogą komodę przy drzwiach. Mimo, że stała do niego plecami, na jej twarzy automatycznie odzwierciedliło się zażenowanie spowodowane tym, że nie zdążyła się jednak ubrać, a coś zwane jej „ciuchami” trzymała ściśnięte w rękach. Westchnęła głośno i przycisnęła ubrania do swoich piersi, by choć tyle zakryć jej obnażone ciało i z wielkim bólem odwróciła się w jego stronę. Przeżyła lekki szok, kiedy zamiast dalej palić się ze wstydu, jego zaspane oczy i rozwichrzone, jasno brązowe włosy przyprawiły ją o palpitację serca. Nie umiała inaczej jak tylko obserwować z uwagą umięśnioną klatkę i ten pewny siebie uśmiech na ustach.
- Zwykle nie jadam śniadań – odpowiedziała w końcu, gdy wreszcie oprzytomniała. Dlaczego on teraz tak na nią patrzył? Nie wierzyła, że z tą szopą na głowie i rozmazanym makijażem wyglądała atrakcyjnie.
- Dziwne, nie wyglądasz na osobę, która lubiłaby jakieś diety – czy ona się właśnie przesłyszała? Kobieta uniosła jedną brew do góry a jej zauroczenie szatynem szybko zamieniło się w złość.
- Sugerujesz, że jestem gruba? - zapytała wprost nerwowo. W odpowiedzi usłyszała śmiech.
- No wiesz, nie brakuje ci ciałka tam, gdzie trzeba – dodał zadowolony. Prychnęła i znów odwróciła się z zamiarem opuszczenia tego nieszczęsnego mieszkania, jak się okazało, posiadającego aroganckiego właściciela. Nawet już nacisnęła klamkę.
- Hej, no. Zaczekaj! - zwołał za nią i nim zdążyła cokolwiek zrobić, wyskoczył z łóżka i chwycił jej rękę. Poczuł, że przesadził. Sam w sumie nie rozumiał, dlaczego to powiedział.
- Jak szłam z tobą do łóżka to byłeś bardziej miły – warknęła do niego z wyraźną pretensją sprawiając, że tym razem on stał przed nią delikatnie zdumiony. Może mu ktoś wytłumaczy, dlaczego ciągle czuje przy niej to dziwne uczucie, mimo tego, że wypowiedziała dopiero jedno głupie zdanie? I dlaczego nie potrafi oderwać od niej oczu?
- Ale ja nie powiedziałem, że to mi się nie podoba – zawsze musiał mieć to swoje ostatnie słowo, bo raczej nie należy do osób, które szybko przyznają się do błędu. Ona mierzyła go przez moment wzrokiem.
- No raczej, skoro nie miałeś zamiaru poprzestać na jednym razie – odparła pewnie, patrząc w jego oczy. Miał ochotę otworzyć szeroko usta.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś zboczona? - spytał, nie umiejąc nie uśmiechnąć się na jej odpowiedź. Cudne są te jej usta.
- Kilku by się pewnie znalazło – powiedziała znów wprawiając go w osłupienie i tym razem wyszła z pokoju – gdzie masz łazienkę? Skoro już zachęcasz mnie, żebym została dłużej to chociaż wezmę prysznic – rzuciła jeszcze przez ramię. Nie ruszył się ze swojego miejsca.
- Trzecie drzwi na prawo! – krzyknął za nią, a potem zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. W tej chwili jedyne, czego chciał to pójście pod prysznic razem z nią, ale usłyszawszy dźwięk przekręcanego w drzwiach zamka, tylko ponownie się zaśmiał i skierował do kuchni.

Zapach świeżo zaparzonej kawy unosił się przyjemnie w powietrzu. Uwielbiała ten zapach a poranny kubek tego cudownego afrodyzjaka stanowił nieodłączny element każdego początku dnia. Teraz przynajmniej czuła się pewniej, siedząc swobodnie na wysokim krześle, wykąpana i odświeżona, mogąc podziwiać widok jego nagich pleców, podczas gdy on próbował usmażyć dla nich jajecznicę. Piła powoli białe latte z dwoma łyżkami cukru i nie umiała się opanować przed ciągłym zerkaniem na niego. Pewnie, gdyby nałożył choćby jakiś zwykły t-shirt uwolniłby ją od tych kuszących mąk.
- Ile masz lat? - tak nagłe pytanie zupełnie zbiło ją z tropu. Musiała odkaszleć kilka razy, bo zakrztusiła się kawą, słysząc to zdanie. Odpowiedziała dopiero po chwili.
- Mama cię nie nauczyła, że kobiet nie pyta się o wiek? - przekomarzanie się to chyba coś, co sprawiało jej największą frajdę w życiu. To także oznacza, że kochała flirtować.
- Uprawialiśmy już seks. Nie sądzisz, że teraz wypadałoby się poznać bliżej? - znów zadał jej pytanie, odwracając się w jej stronę, gdy uporał się wreszcie z ich śniadaniem. Która kobieta nie wygląda apetycznie w przydużej, męskiej koszulce, bez makijażu i niedbale upiętych włosach? Jeśli masz przed sobą taką rudą piękność, w dodatku w niedzielny poranek, ciśnienie samo się podnosi. A ona, nieświadoma tego jak wielkie robi na nim wrażenie, patrzyła na niego beznamiętnie i popijała kawę.
- Sarah, lat 25, 170 centymetrów wzrostu, waga 58 kilogramów...chcesz też znać moje wymiary? - powiedziała na jednym tchu. Jeśli jeszcze trochę się z nim podroczy to będzie jej wina, gdy znów się na nią rzuci. Lepiej więc niech go nie prowokuje.
- Dzięki, sam zdążyłem już wszystko ocenić – przyznał zadowolony, potwierdzając to łobuzerskim uśmiechem. Zrobiła jakąś dziwną minę, która go rozbawiła – a teraz tak na poważnie – zaczął – może chociaż powiesz mi, skąd jesteś, bo akcent niestety masz nietutejszy. - zaczął.
- Urodziłam się w Birmingham, część życia spędziłam w Hamburgu a teraz przebywam w Salzburgu – odparła tak...normalnie. Pierwszy raz zwróciła się do niego bez żadnych podtekstów i głupiego sarkazmu. Ponownie się zdziwił.
- Czekaj, czekaj... - zmieszał się lekko i podrapał po głowie – to chyba trochę bogata historia jak na osobę w tak młodym wieku – skomentował i miał nadzieję, że uzna to jako zachętę do dalszych wyjaśnień. Nie był wścibski, nie chciał wymuszać na niej jakichś zwierzeń. Był jednak zainteresowany tymi faktami z jej życiorysu.
Pierwszy raz uśmiechnęła się do niego chyba całkiem szczerze. Miała piękny uśmiech.
- Mój tata jest Anglikiem, mama Polką. Do jakiegoś piętnastego roku życia mieszkałam w Wielkiej Brytanii, potem tata rozwinął firmę w Niemczech i przenieśliśmy się tam całą trójką – wyjaśniła. Pokiwał głową i upił łyk swojej kawy, którą przecież ona sama zaparzała. Musiał sam się przed sobą przyznać, że była całkiem smaczna.
- Więc co porabiasz w Austrii, oprócz tego, że jesteś znajomą Sabriny? - znów spytał.
- Jestem prawą ręką swojego ojca – odparła – nadzoruję tu projekt na jego zlecenie.
- Masz rodzeństwo?
- Nie, jestem jedynaczką. Rodzice się rozwiedli. Coś jeszcze? - odpowiedziała zdawkowo i miał wrażenie, że chyba trochę się zagalopowuje. Po jej oczach poznał, że zaczyna się denerwować. Odchrząknął kilka razy.
- Przepraszam, może trochę przesadzam – nic na to nie odpowiedziała. W radiu grała piosenka Michaela Jacksona a między nimi zapanowała cisza. Nie wiedział już, jakiego tematu ma się podjąć.
- A ty? - zagadnęła go po dłuższej chwili, gdy zajął się dla odmiany nakładaniem jajecznicy na talerze. - przystojny, dobrze usytuowany i jak mniemam, utalentowany facet bez żony albo chociaż dziewczyny? - zawiesił na chwilę rękę z drewnianą łyżką nakładającą porcję śniadania. Zaraz jednak powrócił do swojego zajęcia.
- Nie mam nikogo – uciął krótko. Może i postąpił nie fair, bo sam przed momentem ciągnął ją za język, ale nie miał ochoty na taki temat. Postawił na blacie wysepki kuchennej talerze z parującym posiłkiem i koszyczek z posmarowanym masłem chlebem. Usiadł naprzeciwko milczącej kobiety, nawet na nią nie patrząc.
- Smacznego – bąknął do niej pod nosem i zabrał się za opróżnianie swojej porcji. Nie usłyszał jednak dźwięku choćby poruszenia ręką z drugiej strony. Wreszcie zaszczycił ją wzrokiem i to był jego błąd, bo niebieskie tęczówki przewiercały go na wylot. - dlaczego nie jesz? - spytał, bo nadal się nie odezwała.
Rudowłosa, ponownie go zaskakując, wstała ze swojego miejsca i okrążyła stolik, a on śledził ją wzrokiem. Po chwili znalazła się tuż przy nim i bez najmniejszego choćby zawahania, usiadła swobodnie na jego kolanach. Jej gęste, pachnące owocami włosy opadły na jego ramię a ciepło jej ciała w mgnieniu oka zaczęło na niego działać. Nawet ani krztyny nie rozumiał powodu, z jakiego to zrobiła, ale szczerze powiedziawszy miał to totalnie gdzieś, gdy siła jej oczu niemal go zahipnotyzowała.
- Znam twoją historię jak wszyscy – dopiero po paru sekundach zorientował się, o czym mówi. Cały zesztywniał. Odchylił się od jej twarzy na ile był w stanie i w ciągu tej jednej chwili miał ochotę, by wyszła. Nie mógł tego nazwać złością, lecz jej towarzystwo zaczęło go drażnić a jego marzeniem było pozostanie samym.
Ona doskonale zdawała sobie sprawę, że uderzyła w jego czuły punkt. Rosnącą irytację wyczytała z jego oczu. Może to był błąd, może nie powinna ewidentnie sugerować, że zna prawdę? Nikt nie wie, co ten facet czuje w środku na wspomnienie tak istotnego dla jego życia zdarzenia. Wzdrygnęła się, bo nie potrafiłaby teraz tak po prostu opuścić jego mieszkania. To trudne do wytłumaczenia. Zareagowała instynktownie, nie do końca przemyślawszy ten ruch. Pocałowała go. Głęboko i namiętnie z nadzieją, iż zaraz jej nie odepchnie.
Nie uczynił tego.
Po prostu włożył rękę pod koszulkę, jaką miała na sobie i robił z nią, co chciał. A ona momentalnie zapragnęła, by wziął ją na tym nieszczęsnym i niczemu niewinnym blacie.
Cóż, tak też zdecydował.

- Sarah?
- Mhhh..? - mruknęła leniwie. Uśmiechnął się na ten dźwięk.
- Bedziemy się jeszcze spotykać? - podniosła się na łokciu opartym o kanapę i zerknęła na niego niepewnie. Piękno jej włosów zapierało mu dech w piersiach. Zwyczajnie nie mógł się powstrzymywać, by co chwilę ich nie dotykać i nie zacząć się nimi bawić. Nie wyobrażał sobie, że niedługo pewnie wyjdzie z jego mieszkania, a on nigdy więcej jej nie zobaczy.
- Chcesz, żebym została twoją dobrą przyjaciółką? - jego czekoladowe oczy zaśmiały się razem z nim. Miał śnieżnobiały, uroczy uśmiech. Podobał jej się. Położyła drugą dłoń na jego torsie i zaczęła robić na nim kółeczka przez koszulkę.
- Możemy na razie tak to ująć – stwierdził po krótkim zastanowieniu się. Chyba nie zrobiło jej się przykro, a tak naprawdę możliwość spotykania się z nim w jakichkolwiek warunkach ją satysfakcjonowało. Przynajmniej na razie.
- Okej, tylko musimy ustalić miejsca naszych schadzek tak, żeby Thomas i Sabrina się nie domyślili – powiedziała całkiem poważnie. Mężczyzna podobnie w jakiś sposób nie był z tego pomysłu zadowolony.
- Nie miałem raczej na myśli zwykłego seksu – przestraszył się swoich słów, bo nie to miał zamiar powiedzieć. Właściwie nie wiedział, co ma powiedzieć. To się samo powiedziało. Tak jakby jego mózg nie zamierzał z nim współpracować.
I dlaczego, do cholery, ona nie odpowiadała? Mogłaby chociaż się zaśmiać albo znów rzucić jakąś ciętą ripostę. Albo zwyczajnie mu odmówić. Bo zgodzić to chyba jednak się nie planowała. Wszystko byłoby lepsze od tej ciszy.
- Czas już na mnie. Jest dosyć późno – w końcu się odezwała, ale nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, było zagrodzenie drzwi wejściowych i pod żadnym pozorem nie pozwolić jej na opuszczenie jego mieszkania. Kompletnie nie rozumiał toku myślenia, jakim kierowała się jego głowa. Przecież to była jedna noc, z jedną obcą mu kobietą. Bez zobowiązań, po prostu dobra zabawa za obustronną zgodą. Co mu strzeliło do łba?!
- Zaczekaj, chociaż cię odwiozę – zaproponował zupełnie spontanicznie i sam nie wiedział, czy robi dobrze.
- Nie ma takiej potrzeby – odparła niemal natychmiastowo. Mężczyzna pokiwał tylko głową a ją coś zakuło w środku. Ale czego się spodziewała? Że zacznie ją zatrzymywać i prosić, by jeszcze trochę została? Przecież to niedorzeczne. To była jedna noc, z jednym obcym jej mężczyzną. Bez zobowiązań, po prostu dobra zabawa za obustronną zgodą. Ona posiada swoje życie, w zupełnie innej rzeczywistości i swoje obowiązki. Ich spotkanie było zupełnie przypadkowe i nie miało skończyć się tak, jak skończyło. Tylko dlaczego poczuła jakiś smutek? Bo nie chciał za nią pobiec i nie pozwolić jej odejść? Nie jest już nastolatką, nie kręcą ją takie rzeczy.
Nie czekała na jego ruch. W spokoju wróciła do sypialni i przebrała w swoje rzeczy. Zebrała wszystko, co należało do niej i skierowała w stronę wyjścia a on podążył za nią. Oboje mieli spuszczone głowy i jakby krążyli w swoich myślach. Nie rozumieli, co się nimi stało i że tuż za tymi drzwiami czeka ich szara rzeczywistość.
- Sarah...- zaczął i chyba mógłby się zaśmiać z absurdalności tej sytuacji. Chyba nie chciał kończyć tego pytania – może...może chociaż wymienimy się numerami?
To ona teraz się zaśmiała. Miała piękny, melodyjny głos. Znów zapatrzył się w jej oczy i poczuł się jakoś dobrze. Po chwili wyciągnęła ze swojej małej kopertówki jakiś długopis, sama nie wiedząc skąd go w ogóle ma, i napisała mu na nadgarstku swój numer telefonu.
- Czuję się jak piętnastolatka – przyznała, bazgrząc cyfry na jego ręce.
- Ja tak samo – zaśmiał się.
Czy już mówił jak uroczo wyglądała w tej dopasowanej sukience? Na jak nieziemsko zgrabne nogi nałożyła wysokie szpilki?
- To...do zobaczenia – powiedziała w końcu, nie wiedząc, jak ma się z nim pożegnać. Liczyła na jakąś jego inicjatywę. A łapać go za rozporek wczoraj w nocy to nie miała żadnych skrupułów...
- Do zobaczenia.. - zawtórował. Chyba powinien teraz ją pocałować. Tak, tak należało zrobić....w końcu mają zamiar się jeszcze spotkać. I zamierzał z ochotą to uczynić, ale jego poczynania poprzedził dzwonek do drzwi.
Oboje byli zaskoczeni, ale szatyn zdecydował się przekręcić zamek i otworzyć drzwi. Ona automatycznie zaczęła się stresować i nie wiedziała, jak ma postąpić. Szatyn pomyślał, że najpierw powinien był zajrzeć przez wizjer, a dopiero potem uchylić drzwi, jak mniemał, oficjalnie zapowiedzianym gościom. Przecież jest niedziela, prawie południe. Kogo innego mógłby się spodziewać?
Do środka wkroczyła starsza kobieta, grupo po pięćdziesiątce. Na rękach trzymała małe, około półtoraroczne dziecko. Uroczą blondyneczkę. Jakież było zdziwienie, gdy jej wzrok zlustrował najpierw rudowłosą, jej niezbyt skromny strój a potem powędrował na twarz szatyna.
- Dzień dobry... - przywitała się chłodno, nie wykazując jednak zbytniego zaskoczenia tą sytuacją. Mężczyzna musiał szybko otrząsnąć się z tego szoku.
- Dzień dobry – odpowiedział.
- Dzień dobry i...do widzenia – wtrąciła młodsza z kobiet, zerkając nerwowo na szatyna. Chciała jak najprędzej wydostać się z tego mieszkania i nigdy nie wiedzieć kim jest ta babka i to małe dziecko. Albo wolała po prostu tego nie wiedzieć. Nie ważne. - pójdę już, Gregor.

Nie zdążył zareagować, gdy minęła starszą z nich w drzwiach a on zdołał usłyszeć tylko stukot jej obcasów. Właściwie nie do końca jeszcze oprzytomniał. Dźwięk jej kroków powoli zanikł, a on musiał zmierzyć się z codzienną rzeczywistością.


***
I jak się podobał rozdział pierwszy? Wbrew pozorom czeka tu na Was akcja a nie tylko upojne noce między naszą dwójką. Komentujcie, kochane!
Standardowo umieszczam ankietę dotyczącą komentujących czytelniczek/nie komentujących czytelniczek. Serdecznie zachęcam do oddania głosów, bo chcę wiedzieć, czy coś tu zaczyna się rozkręcać :)
Kochane, wierzcie mi, że zaglądam do zakładki SPAM i chętnie wejdę na Wasze opowiadania, by je przeczytać i skomentować tylko dajcie mi troszkę czasu. Możecie pozostawiać linki do swoich prac!

Pozdrawiam :* 

sobota, 16 lipca 2016

Prolog

Spojrzała w jego oczy. Ujrzała w nich zapewne to, co widniało w jej. Perfekcyjne odbicie stanu, w jakim się przy nim znalazła. Niezdolną do pohamowania gorączkę. Gwałtownie napierającą na nią falę, ogarniającą całe jej ciało. Pożądanie rodzące się w brzuchu. Działanie tego pierwotnego instynktu.
Nawet nie spostrzegła jak bardzo reagowała na jego obecność. Jak duszno zrobiło się w pomieszczeniu. Nie dawała sobie szans na odepchnięcie tej kuszącej propozycji wiedząc, że już z miejsca z nim przegrała. To po prostu musiało się stać.
- Nie chodzę do łóżka z facetami na pierwszej randce - chwyciła się ostatniej deski ratunku, kiedy wciąż lustrował ją wzrokiem powodując, że płonęła przy sile jego oczu. Spostrzegła jedynie jego smukłe palce powoli odpinające pierwsze guziki eleganckiej granatowej koszuli, w której wyglądał nieziemsko. W duchu pragnęła ujrzeć go bez niej niezaprzeczalnie wierząc, że widok ten będzie o wiele bardziej seksowny. Uśmiechnął się figlarnie zauważając jej rosnące z sekundy na sekundę podniecenie i nie przestał tego, co robił.
- My nie jesteśmy na randce gwoli ścisłości - odpowiedział gardłowo. Rozchyliła lekko usta, słysząc te słowa. Powinna przecież potraktować to jako obelgę. Czy on właśnie nie zasugerował kim tak naprawdę się stała jadąc dobrowolnie do jego mieszkania? Czego innego mogła się spodziewać godząc się na jego propozycję? Nie jest głupia, a jednak coś podjęło tę decyzję za nią.
- Skoro tak to lepiej nie traktujmy tego tak personalnie - odparła zmysłowym głosem, co nieco go zdezorientowało. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał - mam nadzieję, że jesteś choć w połowie dobry tak jak się zapowiadasz.
Teraz oczy mu zwyczajnie rozbłysły. Na usta wkradł mu się uśmiech satysfakcji i zadowolenia. W ułamku sekundy wrócił ten cwaniacki wyraz twarzy i bijąca pewność siebie. Nie była w stanie dłużej zastanawiać się nad jego myślami, bo ten cholerny uśmiech powodował, że kolana same się pod nią uginały.
- Mam rozumieć, że nabrałaś ochoty na całkiem niezły seks? - spytał po chwili. Uśmiechnęła się, podobnie jak on.
- Masz przez to rozumieć, że nabrałam ochoty na całkiem niezły i porządny seks. Z całkiem niezłym i porządnym orgazmem - wyznała, patrząc mu nieustępliwie w oczy. Tak łatwo można było zobaczyć w nim kalejdoskop doznań, jakich właśnie zaznawał. Jak bardzo ta kobieta na niego w tym momencie działała. Jak niewiele dłużej może się powstrzymywać przed prostym przyciśnięciem jej do przeciwległej ściany i uczynieniem tego, na co ma ochotę przez cały wieczór w jej towarzystwie. To było niczym szał.
- Aż tak bardzo cię pociągam? - spytał, nie chcąc dać po sobie poznać, że tak naprawdę to on jest niewolnikiem nie zdolnym do poruszenia się pod siłą jej spojrzenia. Ukazała przed nim rząd białych zębów, a potem, z pewnością świadomie, przygryzła dolną wargę. Ciśnienie w jego żyłach osiągnęło już chyba swój limit. Dawał jej ostatnie kilkadziesiąt sekund zanim wreszcie się na nią rzuci.
Napotykając jego zaskoczenie, powoli zrobiła kilka kroków do przodu i znalazła się tuż przed nim. Ogarnęła go woń jej fiołkowych delikatnych perfum połączonych z zapachem owocowego szamponu do włosów. Wziął głęboki wdech, bo po prostu nie mógł się powstrzymać. Stała tak i patrzyła mu prosto w oczy. Miał ochotę ją pocałować.
- A może jednak jest zupełnie na odwrót? - zaczęła i zawiesiła głos. Uniósł do góry prawą brew - może to właśnie to ja ciebie pociągam tak bardzo, że najchętniej w tym momencie zerwałbyś ze mnie tę sukienkę, przycisnął do ściany tuż za mną i wypieprzył tak, że nie wiedziałabym kompletnie jak się nazywam i który mamy rok? - szepnęła wprost do jego ucha, przykładając dłoń do uwypuklenia na jego spodniach. Była tak cholernie bezpośrednia w swoich ruchach, że nie mógł się temu nadziwić. Serce łomotało mu tak jakby za chwilę miało wyskoczyć na środek pokoju. Zapomniał, jak się oddycha. Wszystko inne było mu obojętne, kiedy stała tak przed nim a fala rudych gęstych loków opadała na jej plecy i ramiona. Kiedy była tu cała dla niego.
Pocałowała go. Subtelnie i zmysłowo. Ledwie dotykając jego warg, ale pozwalając sobie na przygryzienie jednej z nich, pociągając ją lekko. Zdusił bezgłośny jęk a potem, tak jak zamierzał, rzucił się na nią niczym dzikie zwierzę. Zaczął zasypywać pocałunkami, które nie miały limitu i były totalnie nieprzyzwoite. Nie krępował się, by chwycić w dłoń jej krągłą pierś i zacząć ją pieścić, pobudzając jej ciało. Nie miała perfekcyjnie smukłej figury, nie była wysportowana. Ale była tak nieziemsko pociągająca z tymi wielkimi niebieskimi oczami i pełnymi kształtami, że śmiało postawiłby ją na piedestale ponad każdą inną.
Po chwili poczuł, że nie ma już na sobie spodni, bo jej sprytne dłonie poradziły sobie z paskiem i rozporkiem. Z kolei jedna z jego dłoni dawno temu znalazła jej najbardziej intymne miejsce, tak gorące i gotowe na jego przyjęcie. Myślał, że eksploduje. Ona miała ochotę dojść w momencie, kiedy jego palce odszukały jej wnętrze.
Dla nich obojga to było szalone, takie nowe, tak zmysłowe, seksowne, pełne napięcia, szybkiego tempa i nie do okiełznania pożądania. Oboje świadomie się na to godzili zostawiając swoje życia i swoje sprawy daleko w tyle. Chwilo, jesteś piękna. Trwaj! Niech się dzieje, co chce. Konsekwencje mogą ponieść jutro, a los niech nie odmawia im tego, co właśnie ze sobą przeżywają. Bo kiedy nareszcie się połączyli, to nie było zwykłe fizyczne złączenie dwóch młodych i żądających siebie ciał. To nie był zwykły seks pomiędzy dwoma osobami, które kolejnego ranka miały wrócić do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. To nie miało się tak prosto zakończyć.
Tego wieczoru rzucili na siebie prawdziwe zaklęcie.



***
Witajcie!

Nowe opowiadanie, nowa historia, nowa tematyka. Pozostaje tylko ten sam Schlierenzauer. No, z pewnością nieco zmodyfikowany :)
Prolog jest zaskakujący? Oryginalny? Na tyle pociągający, że macie ochotę na zapoznanie się z pierwszym rozdziałem w ciągu kolejnych 10 minut? Nie sądzę. Ale ma coś w sobie, co wiele powie o tym opowiadaniu. Coś, co tak naprawdę dzieje się niemal w każdej sekundzie naszego codziennego życia i bez czego ciężko byłoby nam przetrwać w pracy czy w trakcie innych obowiązków. Chcę Wam tu pokazać, co może zrobić z człowiekiem silne i niespodziewane uczucie do drugiej osoby. I nie chodzi tu wcale o miłość, bo miłość powoli kiełkuje i dojrzewa tak jak wszystko w naturze. 
Mam nadzieję, że po takiej zapowiedzi zostaniecie tu ze mną i moimi bohaterami tak jak chętnie odwiedzałyście poprzedniego bloga. Serdecznie do tego zachęcam i obiecuję, że historia nie będzie wcale taka zwyczajna i prosta.
Pozdrawiam :)

P.S. Życzę oczywiście udanego wypadu do Wisły kaźdemu, kto się tam wybiera. Oby nasi chłopcy spisali się tak rewelacyjnie jak dziś, w Courchevel! :)


Ann x