poniedziałek, 5 września 2016

2.

Hotel przybrał teraz dla niej symbol bezpiecznego i przytulnego miejsca, gdzie mogłaby się schronić i w spokoju przemyśleć swoje postępowanie. Tak, nie miała żadnych skrupułów, że jej zachowanie sprzed niecałych dwudziestu czterech godzin należało do tych karygodnych i kompletnie nie pasujących do niej samej. W swoim życiu nieraz przeżyła jakąś przygodę z chłopakiem, często zdarzało jej się podejmować spontaniczne decyzje i potem żałować swoich głupot, lecz nigdy do tej pory nie pokusiła się o coś takiego. Noc z facetem, którego znała ledwie parę godzin? W dodatku dobrym znajomym jej przyjaciółki a zarazem klientki? To chyba jakiś koszmar. Tym razem przesadziła.
Spojrzała na swoje odbicie w wielkim lustrze znajdującym się w korytarzu jej pokoju. Rozwichrzone włosy, blada skóra na twarzy, strój ewidentnie wskazujący na wczorajszy dzień. Teraz zrozumiała, dlaczego w hotelowym lobby ludzie obserwowali ją z odrazą a obsługa posyłała jej krzywe uśmiechy. Wyglądem przypominała jakąś pierwszą lepszą ulicznicę wracającą po całonocnej pracy. Naprawdę tak nisko upadła? Gdzie była jej godność? Gdyby matka zobaczyła ją w tym stanie pewnie biegłaby do księdza a ojciec mógłby zejść na zawał. Święcie wierzył, że ma idealną i poukładaną córeczkę.
- Tak? - wibrujący w torebce telefon zmusił ją do odebrania połączenia. Ujrzawszy kto próbuje się z nią skontaktować, westchnęła głośno i przesunęła po ekranie, przykładając urządzenie do ucha. Liczyła jedynie, że będzie to krótka rozmowa.
- Cześć! I jak tam się dzisiaj czujesz? - usłyszała ożywiony głos blondynki po drugiej stronie – pomyślałam, że zadzwonię dopiero teraz, żebyś mogła się wyspać – dodała.
- Hej, Sabi – za to jej głos z pewnością nie należał do zbyt entuzjastycznych. Cała w ogóle była jeszcze wczorajsza – w porządku, jest mi już lepiej – powinna ugryźć się teraz w język, bo nadal musi ją okłamywać. Niezłą sobie szopkę z Gregorem wymyślili, by jakoś wymknąć się jej i Morgensternowi, gdy kobieta zaczęła udawać, że strasznie boli ją głowa a szatyn zaoferował, że odwiezie ją taksówką, bo sam ma ochotę już się zbierać. Szczerze powiedziawszy ten bankiet i tak był nudnawy a większość gości to byli emeryci, dlatego nie widzieli sensu dłuższego przebywania w sali skoro już siedząc obok siebie przy stoliku zaczęli się po kryjomu obmacywać. „Boże, jestem żenująca!” - tylko to przychodziło jej do głowy.
- Gregor bezpiecznie odstawił cię do hotelu? - spytała i słychać było po niej przejęcie. Rudowłosa miała ochotę palnąć sobie w łeb. Dziewczyna nawet nie podejrzewa jak świetnie się nią zajął.
- Tak, tak – zapewniła ją pospiesznie – był...bardzo miły. Super macie znajomego – dopowiedziała po chwili, przymykając oczy. Zamiast się nieco uspokoić w jej myślach pojawił się obraz półnagiego szatyna, przyrządzającego im obojgu tę nieszczęsną jajecznicę. Jak on ją wtedy pociągał...
- To wspaniale! - zareagowała druga z nich – wiesz, chętnie zaprosiłabym cię do nas na obiad, ale podejrzewam, że nie masz ochoty nawet ruszać się z pokoju.
- Jak ty dobrze mnie znasz – odparła niebieskooka, uśmiechając się przy tym do swojego krzywego odbicia w lustrze. Musi doprowadzić się chyba do porządku.

Kobieta przypominała tykającą bombę. Z przerażeniem podnosił na nią spojrzenie, które ona nieprzerwanie odwzajemniała. Jej niebieskie tęczówki przeszywały go na wylot.
Dziewczynka siedziała na kocyku w salonie i bawiła się teraz swoimi ulubionymi lalkami okazując przy tym ogrom radości. Nie potrafił nie uśmiechnąć się widząc rozpromienioną twarzyczkę dziecka, które ma dla siebie jedynie ten jeden dzień w tygodniu. Karcił siebie w duchu za to, że nawet wtedy nie daje rady znaleźć odrobiny wolnego czasu na zajęcie się nią tak jak należało.
- Spodziewałam się po tobie takiego zachowania, ale mógłbyś chociaż nie przyprowadzać takich wywłok do mieszkania – usłyszał w końcu. Tylko czekał na jej wybuch – a przynajmniej pozbywał się ich przed naszym przyjściem.
- Wybacz, kompletnie pogubiłem się, że dziś jest niedziela – bąknął od niechcenia, bo wiedział, że żaden argument na nią nie zadziała. Co najwyżej pogorszy tylko sytuację.
- Mając takie towarzystwo.. - prychnęła i podała wnuczce lalkę, którą chwilę wcześniej dziewczynka rzuciła jej pod nogi. - szybko udało ci się zapomnieć o Sandrze.
I znów to samo. Ten sam pełny żalu i matczynego bólu głos. Za każdym razem otwierał w jego sercu głęboką ranę, atakującą jego myśli ze zdwojoną siłą. Za każdym razem miał wtedy przed oczyma jej bladą twarz. Co więc musiała czuć kobieta siedząca naprzeciwko niego? Jak pogodzić się z taką stratą?
- Przypominam ci, że to ona pierwsza zaczęła mnie oszukiwać. To raz – jego największą cechą była hardość. To ona pomagała mu wygrywać i mierzyć się z porażkami. To hardość i wybuchowy temperament pokazywał kilka lat temu na skoczni, jako dominator wszech czasów. To te obie rzeczy wykorzystywał w konfliktach, by nie pokazywać przed kimś swoich prawdziwych uczuć. Tym bardziej przed kimś kto nie podzielał jego zdania i raczej ostawał przeciwko niemu – a dwa, to proszę o nie obrażanie osób, których nie znasz. Ta kobieta była moim gościem a nie jakąś zwykłą ulicznicą.
- Wyglądała właśnie na taką... - odparła pewnie, ironizując ton. Zacisnął pięści.
- To się grubo, co do niej mylisz! - warknął a ona znów na niego spojrzała. Mimo tej całej złości zdawała sobie sprawę, z kim rozmawia i w czyim domu się znajduje. Potrafiła zrozumieć, że nawet w imię dobrego wychowania powinna się pohamować. - lepiej, żeby moje prywatne sprawy przestały tak cię interesować – dodał chłodno. Uniosła brew na tę uwagę.
- Owszem, Gregor. Twoje prywatne sprawy będą mnie interesować, bo się nad tobą zlitowałam i pozwalam na widywanie z Sylvią. W każdej chwili mogę ci to uniemożliwić, jeśli dasz mi ku temu dobry powód.
Jej słowa zadziałały na jego nerwy niczym kubeł chłodnej wody. I on musi pamiętać o samoopanowaniu w relacjach z tą kobietą. Gdyby tylko mógł sprawić, że mała Sylvia rzeczywiście jest jego to wydarłby tej kobiecie tą slodką istotkę. Nigdy nie zgodziłby się na przejęcie nad nią opieki. Sam by ją wychowywał. Ale rzeczywistość okazała się dla niego brutalna.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczny za twoją hojność, ale to nie znaczy, że masz prawo w moim domu prawić mi jakieś kazania i mówić, z kim mogę się widywać. - odpowiedział jej, podnosząc głos.
- Mam tylko nadzieję, że nie będę widywać tu co tydzień takiej innej – cisnęła w jego kierunku. Znów krew zabuzowała w jego żyłach, ale powstrzymał się od kolejnego komentarza. Nie potrzebnie narobiłby sobie kłopotów. Nie wzruszył więc go ostatecznie jej chytry uśmieszek.
Mężczyzna wstał z kanapy i postanowił zignorować obecność starszej kobiety, biorąc na ręce swoją ukochaną księżniczkę. Pomyślał, że resztę dnia poświęci tylko i wyłącznie jej i że od tej pory stanie się bardziej odpowiedzialny.

Od rana w firmie trwało urwanie głowy. Rudowłosa nie wiedziała, gdzie ma włożyć ręce. Nie było jej tylko przez weekend i jeden jedyny poniedziałek, a okazało się, że wszystko wywrócono do góry nogami. Na jej biurku leżał stos dokumentów do przeanalizowania i podpisania, dwa arcyważne dla całej korporacji zlecenia dotyczące dużego przetargu w Wiedniu trzeba było poprawić, bo osoby, którym zleciła to zadanie nie zdołały sobie poradzić, więc resztką sił powstrzymała się przed surowym ich upomnieniem i sama wzięła się za te projekty. O 10 zdarzyła się jakaś awaria i w całym budynku padł system a bez internetu pracownicy są uwiązani. Jej ojciec próbował z kolei dodzwonić się na jej komórkę, która w najmniej oczekiwanym momencie się rozładowała a na dodatek dostała dziś okresu. Ten dzień to był istny koszmar. Spojrzenie na siebie w lustrze zapewne tylko by ją dobiło.
- Sarah, na infolinii powiedzieli mi właśnie, że w przeciągu 20 minut kogoś nam tu podeślą – zakomunikowała jej asystentka, Mia. Brunetka po trzydziestce doskonale zdawała sobie sprawę, w jakim stanie jest jej pracodawczyni już w momencie, gdy tamta przekroczyła próg biura i od samego rana próbowała jakoś postawić ją na nogi. Nie należała do osób, które zbytnio biorą sobie do głowy wahania nastrojów innych nawet jeśli mowa tu o szefostwie. Po prostu starała się w jakiś sposób pomóc swojej pani prezes, będąc jednocześnie jej całkiem dobrą koleżanką, i przyniosła rudowłosej jej ulubione białe latte z dużą ilością bitej śmietany z posypką cynamonową. Bez słowa postawiła jej szklankę z kawą na biurku i uśmiechnęła się do niej lekko. Druga z kobiet przez chwile milczała.
- Jesteś aniołem, wiesz? - powiedziała w końcu. Brunetka jedynie krótko się zaśmiała i wyszła z gabinetu, wracając do swoich obowiązków. Za to Sarah postanowiła wykorzystać tę chwilę chaosu w firmie i wstała ze swojego fotela biorąc szklankę latte i podchodząc do wielkiego okna, za którym rozpościerała się panorama Salzburga. Od trzech dni próbowała skierować swoje myśli na inny tor niż noc z tajemniczym Schlierenzauerem, ale po prostu nie potrafiła tego zrobić. Ciągle wirowało jej w głowie od jego zapachu i barwy jego oczu. W głowie pojawiały się poprzeplatane obrazy tych wszystkich namiętnych chwil, jakie razem spędzili. Nawet ten nieszczęsny poranek wydawal jej się teraz całkiem zabawny, mimo że wtedy czuła istne zażenowanie. I nic nie poradzi na to, że naprawdę zastanawiała się nad tym, czy szatyn zdecyduje się do niej zadzwonić. Tak przynajmniej sądziła w poniedziałek, licząc na jakiekolwiek połączenie od niego. W końcu zanim wyszła jego zachowanie ewidentnie sugerowało, że ma na to ogromną ochotę. Podobnie jak ona.
No właśnie. Kiedy przypominała sobie tę ostatnią scenę znów zaczęła rozmyślać, kim może być ta starsza kobieta i czyje jest to dziecko. Rudowłosa przeszukała do tej pory chyba cały internet w poszukiwaniu informacji o rzekomej córce Gregora Schlierenzauera, ale nie dotarła do żadnych źródeł potwierdzających ten fakt. O co więc tutaj chodzi?
Z tych nękających ją pytań wyrwał ją głos jej sekretarki. Aż się wzdrygnęła na dźwięk telefonu.
- Sarah, pan z obsługi technicznej właśnie przyszedł i chce się z tobą widzieć – oznajmiła. Kobieta zmarszczyła brwi, podeszła do biurka i przyciskając odpowiedni przycisk, odpowiedziała:
- Wyślij go od razu do tego schowka, gdzie wszystko jest zainstalowane. Po co on mi tu jest potrzebny? - spytała retorycznie siląc się na uprzejmy ton. Kompletnie nie miała ochoty słuchać o sprawach technicznych, na których i tak się nie zna. Ma od takich rzeczy informatyków w firmie.
- Oczywiście, ale ten pan nalegał, że najpierw wolałby spotkać się z tobą – odparła jej grzecznie, zapewne nie chcąc gościowi dać po sobie poznać, co od niej usłyszała. Wywróciła jedynie oczami.
- Dobra, wpuść go – powiedziała z westchnieniem i zajęła z powrotem swoje miejsce w fotelu. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami o blat biurka, oczekując na przybycie mężczyzny.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła, kto kilka sekund wcześniej wszedł do jej biura. Z początku otworzyła szeroko usta, a potem zaczęła panikować nad swoim wyglądem, który z wiadomych przyczyn nie należał do zbyt zadbanych. W mgnieniu oka zrobiło jej się gorąco i z pewnością nie będzie to zbyt wygórowane stwierdzenie, jeśli powiem, że po prostu była totalnie zaskoczona jego obecnością tutaj.
- Szanowna pani prezes – zaczął bardzo oficjalnie – niestety muszę z przykrością się przyznać, iż w naszej firmie jestem zatrudniony dopiero od dzisiaj i kompletnie nie znam się na tej branży, dlatego ośmielę się dodać, że nie będę w stanie podjąć próby naprawy tego jakże dużego problemu, ale chciałbym niezmiernie, aby jednak zgodziła się pani poświęcić mi, biednemu adoratorowi, odrobinę swojego cennego czasu – z każdym swoim słowem robił kolejne kroki w jej kierunku, ubierając na usta nonszalancki uśmiech, a ona nie potrafiła się choćby ruszyć.
- Gregor...? - pisnęła w końcu, gdy po chwili zdołała odzyskać głos. Zaraz potem miała ochotę palnąć się w czoło, bo zachowywała się w tym momencie niczym głupia nastolatka, która spłoszyła się na widok przystojnego chłopaka. Postanowiła ogarnąć się z tego nieproszonego stanu i już za chwilę i ona posłała mu subtelny uśmiech. W duchu cieszyła się, iż wybrała dziś ciemnobordową szminkę, która idealnie pasowała do jej cery. Doskonale spostrzegła, że jego wzrok na moment zawiesił się na jej ustach – wybacz za moje zaskoczenie, ale nie spodziewałam się ciebie tutaj – dodała już nieco pewniej i poprawiła się na wielkim fotelu, prostując plecy. Sądziła, że dzięki temu uda jej się zbić go trochę z tropu, bo jego wyraz twarzy kompletnie się nie zmieniał. W dodatku chyba do końca nie zdawał sobie sprawę, gdzie się właściwie znajduje, zajmując miejsce na rogu jej biurka i sadowiąc swoje cztery litery na kopii jednego z tych dwóch ważnych zadań. Zamiast jednak zwrócić mu uwagę i przypomnieć o manierach i o tym, że przecież znajdują się w pracy a za chwilę ktoś rzeczywiście może tu wejść, nie uczyniła nic.
- No wiesz, przechodziłem niedaleko i pomyślałem sobie, że cię odwiedzę – odpowiedział jak gdyby nigdy nic, biorąc jednocześnie do ręki plik z dokumentami i zaczynając je niedbale przeglądać. Zanim jednak zdążył cokolwiek w nich pomieszać, wyrwała mu egzemplarz i odłożyła na drugi koniec biurka, ignorując jego minę.
- Przechodziłeś obok. Tak po prostu. Nagle pojawiłeś się w Salzburgu i przechodziłeś obok mojej firmy – zawtórowała mu ironicznie, krzyżując ręce. Dobre sobie.
- Tak właśnie było – pozostawał nieugięty i tak samo jak ona, nie spuszczał z niej spojrzenia. Przez pewien moment odnosiła wrażenie, że się podda i dłużej tego nie wytrzyma, ale on zaraz znów zmienił obiekt swojego zainteresowania i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu – całkiem fajnie się tu urządziłaś – komentuje. Rudowłosa nie wiedziała już, czy mężczyzna bardziej ją teraz irytuje a może bawi, ale mniejsza o to.
- No cóż, skoro tak to wypadałoby mi jakoś cię jednak ugościć. Kawy, herbaty? -zaproponowała, siląc się na obojętność – dzięki, wiedziałam, że mam dobry gust - postanowiła grać w tę samą grę co on. Podniosła się z fotela i zebrała porozrzucany po biurku stos dokumentów a chowając je do stojącej obok szafki, czuła na sobie badawczy wzrok szatyna. Gdy stała do niego plecami, nie mogła powstrzymać się przed chytrym uśmiechem pod nosem, wiedząc z całą pewnością, gdzie ląduje jego spojrzenie. Dopasowana do figury spódnica oraz czerwone szpilki może były jednak całkiem korzystnym wyborem na dzisiejszy dzień?
- Myślałem bardziej, że zgodziłabyś się na jakiś wspólny lunch na mieście – odpowiedział po dłuższym czasie ciszy między nimi. Odwróciła się w jego stronę i znów napotkała te ciemne tęczówki. Cholera, która kobieta umiała się im oprzeć?
- Mam dziś masę pracy w firmie, poza tym padł nam internet i chyba nie dam rady się wyrwać – wyznała szczerze całą prawdę. Nawet jeśli teraz nieziemsko pragnęła, by szatyn wyrwał ją z tego piekła zwanego pracą na jakiś smaczny posiłek w miłej atmosferze, to jednak musiała sama przed sobą przyznać, że obowiązki są ważniejsze.
Co innego sądził sam najbardziej zainteresowany. Decydując się rano na tę dziecinną podróż do Salzburga i odwołując ważne spotkanie w sprawie kontraktu, za które pewnie nieźle mu się oberwie od ukochanego wujka wiedział jedno: cokolwiek ta ruda piękność nie wymyśli i jakich wymówek by nie szukała to dopnie swego i bez najmniejszego wahania wyciągnie ją z tego nieszczęsnego budynku, by dane było mu spędzić z nią choć chwile. Marzył o tym od trzech dni. Po od trzech cholernych dni myśli o niej nie dawały mu spokoju.
Zrobił dwa kroki w jej stronę, czym ewidentnie ją zaskoczył. Jej źrenice się rozszerzyły a ciało wyraźnie się napięło. Boże, a kilka dni temu reagowała na niego zupełnie inaczej i kłamałby jak z nut, że nie ma ochoty wrócić do tamtych chwil.
- Godzina ze mną, nieziemskim przystojniakiem. Przepyszny lunch. Tylko we dwoje. Zgódź się, proszę – dodał błagalnym głosem, powodując jej rozbawienie. Właśnie tego uroczego śmiechu brakowało mu przez ostatnie 72 godziny – stęskniłem się za tobą, Sarah.
Ale kiedy tylko zamierzał uczynić wobec niej jakiś śmielszy gest lub choćby zbliżyć się na krótszą odległość, kobieta automatycznie spoważniała i odchrząknęła znacząco.
- Hamuj się, bo jesteśmy w miejscu mojej pracy, Schlierenzauer – powiedziała chłodno, mierząc go karcącym spojrzeniem. Nie wiedzieć czemu bardziej go ten ton rozśmieszył niż przestraszył. Koniec końców i tak bardziej pragnął skraść jej choćby jednego całusa, narażając się przy tym na jej dezaprobatę. Jej zły wyraz twarzy po prostu go podniecał. To dlatego się teraz do niej łobuzersko uśmiechał, a ona chyba nie wiedziała, jak ma zareagowac – poza tym mamy sobie chyba trochę do wyjaśnienia, jeśli rzeczywiście chcemy zostać przyjaciółmi – to ostatnie zdanie przywróciło go do przyzwoitości, ratując ją przed przekroczeniem jej bezpiecznej granicy. Spojrzał głęboko w jej jasne oczy, zdając sobie sprawę, że nie może skłamać. Jeśli ma coś z tego być, musi wyznać jej całą prawdę.

- Więc zbieraj się, mała – oznajmił, znów ją szokując, i nim zdążyła cokolwiek zrobić, cmoknął szybko jej usta, będąc przy tym niezwykle z siebie zadowolony.



***
To coś u góry po tak długim czasie niepisania to beznadzieja, ale ja się nie poddaje. Liczę, że wyciągnę coś jeszcze z tego opowiadania, które nie jest ani przemyślane ani opracowane. Może coś mi z tego wyjdzie?.... :)
Buziaki :*

Wiem, jestem podła i ostatnio nie komentuje Waszych opowiadań. Naprawdę wybaczcie. Brak czasu, chęci, motywacji oraz natłok problemów osobistych trochę wybiły mnie z rytmu, Może pisanie poprawi mój nastrój a Wasza obecność jak zwykle doda mi sił. Czy mam dla kogo się tutaj pojawiać? Czekam na Was, Kochane!