Poranek należał do tych
typowych po długiej, trwającej prawie do rana imprezie i wypiciu
sporej ilości alkoholu. Jeśli wliczy się w to fakt, iż ma się
stuprocentową pewność, że nie znajduje się w swoim własnym
pokoju, ba, nawet w swoim własnym mieszkaniu, potęguje jedynie
rosnące uczucie kompletnego zdezorientowania z towarzyszącym mu
bólem głowy. W takich wypadkach lepiej nie zastanawiać się i nie
analizować, do czego właściwie doszło zeszłego wieczora.
Najlepiej po prostu jak najciszej uwolnić się spod ciepłej
pościeli na tym całkiem wygodnym łóżku, pozbierać porozrzucane
po pomieszczeniu rzeczy i wymknąć się na zewnątrz. Cóż, pomysł
ten nie świadczył być może o jakiejś wielkiej odwadze, ale chyba
był najlepszą opcją. Tylko plany zwykle nam nie wychodzą, a
nadzieja szybko ulatuje.
- Nie zostaniesz nawet na
śniadanie? - usłyszała jego zachrypnięty od snu głos i w duchu
przeklęła za swoją nieostrożność, trącając nogą komodę przy
drzwiach. Mimo, że stała do niego plecami, na jej twarzy
automatycznie odzwierciedliło się zażenowanie spowodowane tym, że
nie zdążyła się jednak ubrać, a coś zwane jej „ciuchami”
trzymała ściśnięte w rękach. Westchnęła głośno i przycisnęła
ubrania do swoich piersi, by choć tyle zakryć jej obnażone ciało
i z wielkim bólem odwróciła się w jego stronę. Przeżyła lekki
szok, kiedy zamiast dalej palić się ze wstydu, jego zaspane oczy i
rozwichrzone, jasno brązowe włosy przyprawiły ją o palpitację
serca. Nie umiała inaczej jak tylko obserwować z uwagą umięśnioną
klatkę i ten pewny siebie uśmiech na ustach.
- Zwykle nie jadam śniadań
– odpowiedziała w końcu, gdy wreszcie oprzytomniała. Dlaczego on
teraz tak na nią patrzył? Nie wierzyła, że z tą szopą na głowie
i rozmazanym makijażem wyglądała atrakcyjnie.
- Dziwne, nie wyglądasz
na osobę, która lubiłaby jakieś diety – czy ona się właśnie
przesłyszała? Kobieta uniosła jedną brew do góry a jej
zauroczenie szatynem szybko zamieniło się w złość.
- Sugerujesz, że jestem
gruba? - zapytała wprost nerwowo. W odpowiedzi usłyszała śmiech.
- No wiesz, nie brakuje ci
ciałka tam, gdzie trzeba – dodał zadowolony. Prychnęła i znów
odwróciła się z zamiarem opuszczenia tego nieszczęsnego
mieszkania, jak się okazało, posiadającego aroganckiego
właściciela. Nawet już nacisnęła klamkę.
- Hej, no. Zaczekaj! -
zwołał za nią i nim zdążyła cokolwiek zrobić, wyskoczył z
łóżka i chwycił jej rękę. Poczuł, że przesadził. Sam w sumie
nie rozumiał, dlaczego to powiedział.
- Jak szłam z tobą do
łóżka to byłeś bardziej miły – warknęła do niego z wyraźną
pretensją sprawiając, że tym razem on stał przed nią delikatnie
zdumiony. Może mu ktoś wytłumaczy, dlaczego ciągle czuje przy
niej to dziwne uczucie, mimo tego, że wypowiedziała dopiero jedno
głupie zdanie? I dlaczego nie potrafi oderwać od niej oczu?
- Ale ja nie powiedziałem,
że to mi się nie podoba – zawsze musiał mieć to swoje ostatnie
słowo, bo raczej nie należy do osób, które szybko przyznają się
do błędu. Ona mierzyła go przez moment wzrokiem.
- No raczej, skoro nie
miałeś zamiaru poprzestać na jednym razie – odparła pewnie,
patrząc w jego oczy. Miał ochotę otworzyć szeroko usta.
- Mówił ci ktoś kiedyś,
że jesteś zboczona? - spytał, nie umiejąc nie uśmiechnąć się
na jej odpowiedź. Cudne są te jej usta.
- Kilku by się pewnie
znalazło – powiedziała znów wprawiając go w osłupienie i tym
razem wyszła z pokoju – gdzie masz łazienkę? Skoro już
zachęcasz mnie, żebym została dłużej to chociaż wezmę prysznic
– rzuciła jeszcze przez ramię. Nie ruszył się ze swojego
miejsca.
- Trzecie drzwi na prawo!
– krzyknął za nią, a potem zaśmiał się pod nosem i pokręcił
głową. W tej chwili jedyne, czego chciał to pójście pod prysznic
razem z nią, ale usłyszawszy dźwięk przekręcanego w drzwiach
zamka, tylko ponownie się zaśmiał i skierował do kuchni.
Zapach świeżo zaparzonej
kawy unosił się przyjemnie w powietrzu. Uwielbiała ten zapach a
poranny kubek tego cudownego afrodyzjaka stanowił nieodłączny
element każdego początku dnia. Teraz przynajmniej czuła się
pewniej, siedząc swobodnie na wysokim krześle, wykąpana i
odświeżona, mogąc podziwiać widok jego nagich pleców, podczas
gdy on próbował usmażyć dla nich jajecznicę. Piła powoli białe
latte z dwoma łyżkami cukru i nie umiała się opanować przed
ciągłym zerkaniem na niego. Pewnie, gdyby nałożył choćby jakiś
zwykły t-shirt uwolniłby ją od tych kuszących mąk.
- Ile masz lat? - tak
nagłe pytanie zupełnie zbiło ją z tropu. Musiała odkaszleć
kilka razy, bo zakrztusiła się kawą, słysząc to zdanie.
Odpowiedziała dopiero po chwili.
- Mama cię nie nauczyła,
że kobiet nie pyta się o wiek? - przekomarzanie się to chyba coś,
co sprawiało jej największą frajdę w życiu. To także oznacza,
że kochała flirtować.
- Uprawialiśmy już seks.
Nie sądzisz, że teraz wypadałoby się poznać bliżej? - znów
zadał jej pytanie, odwracając się w jej stronę, gdy uporał się
wreszcie z ich śniadaniem. Która kobieta nie wygląda apetycznie w
przydużej, męskiej koszulce, bez makijażu i niedbale upiętych
włosach? Jeśli masz przed sobą taką rudą piękność, w dodatku
w niedzielny poranek, ciśnienie samo się podnosi. A ona,
nieświadoma tego jak wielkie robi na nim wrażenie, patrzyła na
niego beznamiętnie i popijała kawę.
- Sarah, lat 25, 170
centymetrów wzrostu, waga 58 kilogramów...chcesz też znać moje
wymiary? - powiedziała na jednym tchu. Jeśli jeszcze trochę się z
nim podroczy to będzie jej wina, gdy znów się na nią rzuci.
Lepiej więc niech go nie prowokuje.
- Dzięki, sam zdążyłem
już wszystko ocenić – przyznał zadowolony, potwierdzając to
łobuzerskim uśmiechem. Zrobiła jakąś dziwną minę, która go
rozbawiła – a teraz tak na poważnie – zaczął – może
chociaż powiesz mi, skąd jesteś, bo akcent niestety masz
nietutejszy. - zaczął.
- Urodziłam się w
Birmingham, część życia spędziłam w Hamburgu a teraz przebywam
w Salzburgu – odparła tak...normalnie. Pierwszy raz zwróciła się
do niego bez żadnych podtekstów i głupiego sarkazmu. Ponownie się
zdziwił.
- Czekaj, czekaj... -
zmieszał się lekko i podrapał po głowie – to chyba trochę
bogata historia jak na osobę w tak młodym wieku – skomentował i
miał nadzieję, że uzna to jako zachętę do dalszych wyjaśnień.
Nie był wścibski, nie chciał wymuszać na niej jakichś zwierzeń.
Był jednak zainteresowany tymi faktami z jej życiorysu.
Pierwszy raz uśmiechnęła
się do niego chyba całkiem szczerze. Miała piękny uśmiech.
- Mój tata jest
Anglikiem, mama Polką. Do jakiegoś piętnastego roku życia
mieszkałam w Wielkiej Brytanii, potem tata rozwinął firmę w
Niemczech i przenieśliśmy się tam całą trójką – wyjaśniła.
Pokiwał głową i upił łyk swojej kawy, którą przecież ona sama
zaparzała. Musiał sam się przed sobą przyznać, że była całkiem
smaczna.
- Więc co porabiasz w
Austrii, oprócz tego, że jesteś znajomą Sabriny? - znów spytał.
- Jestem prawą ręką
swojego ojca – odparła – nadzoruję tu projekt na jego zlecenie.
- Masz rodzeństwo?
- Nie, jestem jedynaczką.
Rodzice się rozwiedli. Coś jeszcze? - odpowiedziała zdawkowo i
miał wrażenie, że chyba trochę się zagalopowuje. Po jej oczach
poznał, że zaczyna się denerwować. Odchrząknął kilka razy.
- Przepraszam, może
trochę przesadzam – nic na to nie odpowiedziała. W radiu grała
piosenka Michaela Jacksona a między nimi zapanowała cisza. Nie
wiedział już, jakiego tematu ma się podjąć.
- A ty? - zagadnęła go
po dłuższej chwili, gdy zajął się dla odmiany nakładaniem
jajecznicy na talerze. - przystojny, dobrze usytuowany i jak mniemam,
utalentowany facet bez żony albo chociaż dziewczyny? - zawiesił na
chwilę rękę z drewnianą łyżką nakładającą porcję
śniadania. Zaraz jednak powrócił do swojego zajęcia.
- Nie mam nikogo – uciął
krótko. Może i postąpił nie fair, bo sam przed momentem ciągnął
ją za język, ale nie miał ochoty na taki temat. Postawił na
blacie wysepki kuchennej talerze z parującym posiłkiem i koszyczek
z posmarowanym masłem chlebem. Usiadł naprzeciwko milczącej
kobiety, nawet na nią nie patrząc.
- Smacznego – bąknął
do niej pod nosem i zabrał się za opróżnianie swojej porcji. Nie
usłyszał jednak dźwięku choćby poruszenia ręką z drugiej
strony. Wreszcie zaszczycił ją wzrokiem i to był jego błąd, bo
niebieskie tęczówki przewiercały go na wylot. - dlaczego nie jesz?
- spytał, bo nadal się nie odezwała.
Rudowłosa, ponownie go
zaskakując, wstała ze swojego miejsca i okrążyła stolik, a on
śledził ją wzrokiem. Po chwili znalazła się tuż przy nim i bez
najmniejszego choćby zawahania, usiadła swobodnie na jego kolanach.
Jej gęste, pachnące owocami włosy opadły na jego ramię a ciepło
jej ciała w mgnieniu oka zaczęło na niego działać. Nawet ani
krztyny nie rozumiał powodu, z jakiego to zrobiła, ale szczerze
powiedziawszy miał to totalnie gdzieś, gdy siła jej oczu niemal go
zahipnotyzowała.
- Znam twoją historię
jak wszyscy – dopiero po paru sekundach zorientował się, o czym
mówi. Cały zesztywniał. Odchylił się od jej twarzy na ile był w
stanie i w ciągu tej jednej chwili miał ochotę, by wyszła. Nie
mógł tego nazwać złością, lecz jej towarzystwo zaczęło go
drażnić a jego marzeniem było pozostanie samym.
Ona doskonale zdawała
sobie sprawę, że uderzyła w jego czuły punkt. Rosnącą irytację
wyczytała z jego oczu. Może to był błąd, może nie powinna
ewidentnie sugerować, że zna prawdę? Nikt nie wie, co ten facet
czuje w środku na wspomnienie tak istotnego dla jego życia
zdarzenia. Wzdrygnęła się, bo nie potrafiłaby teraz tak po prostu
opuścić jego mieszkania. To trudne do wytłumaczenia. Zareagowała
instynktownie, nie do końca przemyślawszy ten ruch. Pocałowała
go. Głęboko i namiętnie z nadzieją, iż zaraz jej nie odepchnie.
Nie uczynił tego.
Po prostu włożył rękę
pod koszulkę, jaką miała na sobie i robił z nią, co chciał. A
ona momentalnie zapragnęła, by wziął ją na tym nieszczęsnym i
niczemu niewinnym blacie.
Cóż, tak też
zdecydował.
- Sarah?
- Mhhh..? - mruknęła
leniwie. Uśmiechnął się na ten dźwięk.
- Bedziemy się jeszcze
spotykać? - podniosła się na łokciu opartym o kanapę i zerknęła
na niego niepewnie. Piękno jej włosów zapierało mu dech w
piersiach. Zwyczajnie nie mógł się powstrzymywać, by co chwilę
ich nie dotykać i nie zacząć się nimi bawić. Nie wyobrażał
sobie, że niedługo pewnie wyjdzie z jego mieszkania, a on nigdy
więcej jej nie zobaczy.
- Chcesz, żebym została
twoją dobrą przyjaciółką? - jego czekoladowe oczy zaśmiały się
razem z nim. Miał śnieżnobiały, uroczy uśmiech. Podobał jej
się. Położyła drugą dłoń na jego torsie i zaczęła robić na
nim kółeczka przez koszulkę.
- Możemy na razie tak to
ująć – stwierdził po krótkim zastanowieniu się. Chyba nie
zrobiło jej się przykro, a tak naprawdę możliwość spotykania
się z nim w jakichkolwiek warunkach ją satysfakcjonowało.
Przynajmniej na razie.
- Okej, tylko musimy
ustalić miejsca naszych schadzek tak, żeby Thomas i Sabrina się
nie domyślili – powiedziała całkiem poważnie. Mężczyzna
podobnie w jakiś sposób nie był z tego pomysłu zadowolony.
- Nie miałem raczej na
myśli zwykłego seksu – przestraszył się swoich słów, bo nie
to miał zamiar powiedzieć. Właściwie nie wiedział, co ma
powiedzieć. To się samo powiedziało. Tak jakby jego mózg nie
zamierzał z nim współpracować.
I dlaczego, do cholery,
ona nie odpowiadała? Mogłaby chociaż się zaśmiać albo znów
rzucić jakąś ciętą ripostę. Albo zwyczajnie mu odmówić. Bo
zgodzić to chyba jednak się nie planowała. Wszystko byłoby lepsze
od tej ciszy.
- Czas już na mnie. Jest
dosyć późno – w końcu się odezwała, ale nie takiej odpowiedzi
się spodziewał. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy,
było zagrodzenie drzwi wejściowych i pod żadnym pozorem nie
pozwolić jej na opuszczenie jego mieszkania. Kompletnie nie rozumiał
toku myślenia, jakim kierowała się jego głowa. Przecież to była
jedna noc, z jedną obcą mu kobietą. Bez zobowiązań, po prostu
dobra zabawa za obustronną zgodą. Co mu strzeliło do łba?!
- Zaczekaj, chociaż cię
odwiozę – zaproponował zupełnie spontanicznie i sam nie
wiedział, czy robi dobrze.
- Nie ma takiej potrzeby –
odparła niemal natychmiastowo. Mężczyzna pokiwał tylko głową a
ją coś zakuło w środku. Ale czego się spodziewała? Że zacznie
ją zatrzymywać i prosić, by jeszcze trochę została? Przecież to
niedorzeczne. To była jedna noc, z jednym obcym jej mężczyzną.
Bez zobowiązań, po prostu dobra zabawa za obustronną zgodą. Ona
posiada swoje życie, w zupełnie innej rzeczywistości i swoje
obowiązki. Ich spotkanie było zupełnie przypadkowe i nie miało
skończyć się tak, jak skończyło. Tylko dlaczego poczuła jakiś
smutek? Bo nie chciał za nią pobiec i nie pozwolić jej odejść?
Nie jest już nastolatką, nie kręcą ją takie rzeczy.
Nie czekała na jego ruch.
W spokoju wróciła do sypialni i przebrała w swoje rzeczy. Zebrała
wszystko, co należało do niej i skierowała w stronę wyjścia a on
podążył za nią. Oboje mieli spuszczone głowy i jakby krążyli w
swoich myślach. Nie rozumieli, co się nimi stało i że tuż za
tymi drzwiami czeka ich szara rzeczywistość.
- Sarah...- zaczął i
chyba mógłby się zaśmiać z absurdalności tej sytuacji. Chyba
nie chciał kończyć tego pytania – może...może chociaż
wymienimy się numerami?
To ona teraz się
zaśmiała. Miała piękny, melodyjny głos. Znów zapatrzył się w
jej oczy i poczuł się jakoś dobrze. Po chwili wyciągnęła ze
swojej małej kopertówki jakiś długopis, sama nie wiedząc skąd
go w ogóle ma, i napisała mu na nadgarstku swój numer telefonu.
- Czuję się jak
piętnastolatka – przyznała, bazgrząc cyfry na jego ręce.
- Ja tak samo – zaśmiał
się.
Czy już mówił jak
uroczo wyglądała w tej dopasowanej sukience? Na jak nieziemsko
zgrabne nogi nałożyła wysokie szpilki?
- To...do zobaczenia –
powiedziała w końcu, nie wiedząc, jak ma się z nim pożegnać.
Liczyła na jakąś jego inicjatywę. A łapać go za rozporek
wczoraj w nocy to nie miała żadnych skrupułów...
- Do zobaczenia.. -
zawtórował. Chyba powinien teraz ją pocałować. Tak, tak należało
zrobić....w końcu mają zamiar się jeszcze spotkać. I zamierzał
z ochotą to uczynić, ale jego poczynania poprzedził dzwonek do
drzwi.
Oboje byli zaskoczeni, ale
szatyn zdecydował się przekręcić zamek i otworzyć drzwi. Ona
automatycznie zaczęła się stresować i nie wiedziała, jak ma
postąpić. Szatyn pomyślał, że najpierw powinien był zajrzeć
przez wizjer, a dopiero potem uchylić drzwi, jak mniemał,
oficjalnie zapowiedzianym gościom. Przecież jest niedziela, prawie
południe. Kogo innego mógłby się spodziewać?
Do środka wkroczyła
starsza kobieta, grupo po pięćdziesiątce. Na rękach trzymała
małe, około półtoraroczne dziecko. Uroczą blondyneczkę. Jakież
było zdziwienie, gdy jej wzrok zlustrował najpierw rudowłosą, jej
niezbyt skromny strój a potem powędrował na twarz szatyna.
- Dzień dobry... -
przywitała się chłodno, nie wykazując jednak zbytniego
zaskoczenia tą sytuacją. Mężczyzna musiał szybko otrząsnąć
się z tego szoku.
- Dzień dobry –
odpowiedział.
- Dzień dobry i...do
widzenia – wtrąciła młodsza z kobiet, zerkając nerwowo na
szatyna. Chciała jak najprędzej wydostać się z tego mieszkania i
nigdy nie wiedzieć kim jest ta babka i to małe dziecko. Albo wolała
po prostu tego nie wiedzieć. Nie ważne. - pójdę już, Gregor.
Nie zdążył zareagować,
gdy minęła starszą z nich w drzwiach a on zdołał usłyszeć
tylko stukot jej obcasów. Właściwie nie do końca jeszcze
oprzytomniał. Dźwięk jej kroków powoli zanikł, a on musiał
zmierzyć się z codzienną rzeczywistością.
***
I jak się podobał rozdział pierwszy? Wbrew pozorom czeka tu na Was akcja a nie tylko upojne noce między naszą dwójką. Komentujcie, kochane!
Standardowo umieszczam ankietę dotyczącą komentujących czytelniczek/nie komentujących czytelniczek. Serdecznie zachęcam do oddania głosów, bo chcę wiedzieć, czy coś tu zaczyna się rozkręcać :)
Kochane, wierzcie mi, że zaglądam do zakładki SPAM i chętnie wejdę na Wasze opowiadania, by je przeczytać i skomentować tylko dajcie mi troszkę czasu. Możecie pozostawiać linki do swoich prac!
Pozdrawiam :*